Zgodnie z aktualnymi zasadami ortograficznymi przyimek "spod" powinniśmy pisać ŁĄCZNIE z przedrostkiem s-. Co ciekawe, pierwotna postać tego wyrażenia to "z pod". Dopiero w 1936 roku wprowadzono dzisiejszy zapis. Analogiczne reguły obowiązują w przypadku przyimków: spoza (dawniej: z poza).
reklama Po kilku mniej łaskawych zimach zanosi się, że w tym roku po kilku (sprawiedliwych dla całej Polski) dniach mrozu, będzie można wreszcie bezpiecznie połowić spod lodu. Klimat dziś mamy taki, że niestety nie jest to możliwe co sezon, przez kilka tygodni w roku, tak, jak jeszcze kilkanaście lat temu. Choć w okresie zimowym jest co robić (zaczyna się sezon na trocie i pstrągi), to jednak, jak tylko wodę skuje lód, ruszam zaznać tego coraz rzadszego w Polsce skarbu, jakim jest wędkarstwo podlodowe. Korzystając z możliwości jakie dają łowiska komercyjne wybieram wody, które systematycznie zarybienie są pstragami teczowymi. Te ryby w połączeniu z delikatnym podlodowym sprzętem, to gwarancja dobrej zabawy. Gdyby tak można było co zimę. Zmienia się nam klimat, to i ten wyczekany „raz na jakiś czas” smakuje wyjątkowo. Sprzęt na pstrągi Wędzisko jakie powinniśmy wybrać do takiego łowienia powinno być raczej długie i oznaczone napisem co najmniej medium. Są to wędziska przeznaczone do łowienia na blaszkę podlodowa i holu większych drapieżników. Stosuje kij o długości 70 cm, dzięki tym gabarytom wędzisko pięknie amortyzuje nierzadko szalone odjazdy sporych tęczakow. Kołowrotek jest sprawą drugorzędną. Lepiej użyć nawet nieco większej spinningowej maszynki, którą sprawdziliśmy w boju niż stosować najtańsze na rynku malutkie podlodowe kołowrotki. Szczególne znaczenie ma tutaj hamulec, który musi oddawać żyłkę płynnie, a nie nieregularnymi partiami, jak to miewają w zwyczaju plastikowe kołowrotki za parę złotych. Na szpulkę polecam nawinąć fluorocarbon, sam stosuje taki w rozmiarze 0,14-0,16. Fluorocarbon trudniej przeciąć o krawędź wywierconej dziury, a odjazdy bywają tak dynamiczne, że czasem to i szczytówkę do wody trzeba będzie włożyć. Jeśli jesteśmy przy otworach, to pamiętać powinniśmy o dwóch sprawach. Po pierwsze dobrze jest wywiercić dwie dziury (jeśli regulamin łowiska na to pozwala, RAPR reguluje nam taką możliwość do jednej dziury o średnicy maksymalnie 20 cm) obok siebie, tak by uzyskać jedną większą. Z jednej małej możemy mieć problem wyciągnąć ładnego tęczaka. Po drugie, krawędzie otworu od wewnętrznej strony należy wygładzić (najlepiej nożykiem), aby pozbyć się ostrych krawędzi i zagrożenia przecięcia linki. Jeśli otwory, to również świder. Na początek możemy obyć się bez zakupu, większość łowisk ma stanie świder do wypożyczenia. Na pewno za to musimy mieć ze sobą łyżkę cedzakową, by tafle oczyścić z kawałków lodu. Tutaj wystarczy zwykły przyrząd zapożyczony choćby z naszej kuchni. Sprzętowo jesteśmy gotowi, przejdźmy więc do… Nie dość, że długi, to jeszcze bardzo gruby. Hamulec kołowrotka chciał się zapalić, a ja po tej rybie chciałem, by lód w naszym kraju utrzymał się jeszcze przez kilka miesięcy. Miałem problem z wydostaniem ryby na powierzchnie. Po prostu pstrąg nie chciał zmieścić się w dziurze. Sposoby łowienia pstrągów Tych jest co najmniej kilka. Pstrąg może nam się jednak kojarzyć z klasyczną podlodową blaszką, jednak trzeba wziąć poprawkę na to, że ryby z łowisk komercyjnych mają swoje przyzwyczajenie. Zamiast blaszek zdecydowanie wolą atakować… kukurydzę, wątróbkę czy śledzia. Dobrym rozwiązaniem jest również duża mormyszka z pastą Berkleya (smaków jest sporo) na haczyku, którą podaję do dziury w sposób tradycyjny. Kolor mormyszki wydaje się mieć znaczenie, zdecydowanie najwięcej brań notowałem na kolory jaskrawe – żółty i czerwony. Brań oczywiście wypatruje na zamontowanym na szczytówce kiwoku, a te pomimo stereotypowego temperamentu tych ryb nie zawsze są gwałtowne. Jeśli sięgam po kukurydzę, to również zakładam ją na hak mormyszki (uwaga nie każde łowisko komercyjne zezwala na używanie tej przynęty). Mormyszkę wprawiam oczywiście w nieregularny ruch. Raz drobny, raz śmielszy. Musimy zorientować się na łowisku, co danego dnia akurat rybom pasuje. Alternatywną opcją może być łowienie „na lenia”, W tym wypadku najczęściej stosuję metodę spławikową lub zestaw składający się z oliwki umiejscowionej nad haczykiem. Wtedy możemy odłożyć naszą wędkę na podpórki lub po prostu położyć na lodzie. Obserwujemy spławik lub kiwok, a gdy nie ma brań, co jakiś czas zmieniamy głębokość ekspozycji naszej przynęty. Prócz głębokości możemy rotować przynętami i tak tęczaki spod lodu skutecznie łowiłem już na wspomnianą kukurydzę i pastę o śmierdzącym zapachu, ale również pellet, wątróbkę, śledzie, rzadziej białe robaki. Dodatkowe wskazówki Jeśli wyposażymy się według powyższego opisu, to powinniśmy trafić w rybie gusta. Pamiętajmy jednak, że ryby z łowisk komercyjnych również miewają swoje „humory”. Czasami bywa tak, że atakują niemal wszystko co wpadnie pod lód, innym razem odnalezienia klucza do kilku brań będzie trudniejsze niż rozwiązanie krzyżówki dla zaawansowanych. Fundamentalnym elementem wyposażenia wędkarza podlodowego jest ciepłe ubranie. Lepiej o jedną warstwę za dużo, niż o jedną za mało. Koniecznie nieprzemakalne buty, a jeśli gumiaki to z ciepłą wkładką lub dwie, trzy grube skarpety. Sam stosuje zimowe buty trekkingowe. Optymalnie reszta garderoby również powinna być nieprzemakalna. Na głowie czapka, a przy mroźnych, porywistych wiatrach świetnie sprawdza się kominiarka. No i rękawiczki – niby oczywiste, ale sprawdź dwa razy przed wyjściem na ryby, czy na pewno są spakowane. Dopełnieniem całości powinien być termos z ciepłym napojem. Droższą opcją, ale ciepłą i znacznie podnoszącą nasze… Bezpieczeństwo na lodzie …jest kombinezon wypornościowy. Zapewni nam ciepło i w razie załamania się lodu utrzyma nas na powierzchni wody. Generalnie łowienie spod lodu na łowiskach komercyjnych jest bardzo bezpiecznie bo po prostu właściciele łowisk nie wpuszczą nas, jeśli lód będzie za cienki. Warto jednak zachować czujność i swój zdrowy rozsądek. Tym razem skuteczna okazała się czerwona mormyszka w czarne paski. Ryba złowiona na łowisku Moszczanica w Żywcu. Pstrąg mierzył ponad pół metra, właśnie po takie atrakcje jeździ się na tęczaki spod lodu. Łowienie tęczaków spod lodu, to gwarantowane emocje, pod warunkiem, że trafimy na dzień ich aktywności. Jest jedna duża wada takiego wędkowania – gdy już trafimy na ten dzień, to chce nam się jeszcze i jeszcze, a czasami na następny raz trzeba w naszym klimacie czekać nawet kilka lat. Karaś może stracić rekord świata. Chodzi o doping. "Dalej jestem w szoku". Robert Karaś w niedzielę wieczorem poinformował, że w jego organizmie wykryto zabronione substancje. "Oświadczam kalendarz brań szczupaka na spławik spining szczupak spinning bugu 2008 metody na leszcza karpi spławik wagler łowisko szczupak karaś leszcz przepisy jak złowić szczupaka szczupaka połów szczupaka na żywca lowisko okoń okoń na spining na dużego leszcza jak łowić szczupaka żywiec na szczupaka spinning porady szczupak na spining Powered by Wordpress | 2015 Możesz osobiście odwiedzić siedzibę Joanna Karaś Prywatny Gabinet Stomatologiczny. Chcąc do niej dotrzeć kieruj się pod adres:ul. Matejki 5, 21-560 Międzyrzec Podlaski. Korzystając z nawigacji GPS możesz posłużyć się współrzędnymi geograficznymi firmy: 51.97718N, 22.77785E. Myślę sobie, że na każdej sprzedawanej w sklepie podlodowej wędce i podlodowej przynęcie powinna być naklejka: "Uwaga! Kupujesz na własne ryzyko. Wędkarstwo podlodowe potrafi silnie uzależnić". Łowić skutecznieMyślę sobie, że na każdej sprzedawanej w sklepie podlodowej wędce i podlodowej przynęcie powinna być naklejka: "Uwaga! Kupujesz na własne ryzyko. Wędkarstwo podlodowe potrafi silnie uzależnić".Podlodowy spławik, mormyszka i blaszka; wędkowanie pod lodem niejedno ma imię. Wybór techniki i sprzętu to trochę jak wyznanie wiary – każda z nich wymaga innego przygotowania, dając przy tym zupełnie inne możliwości. Z jednej strony podlodowa blaszka – wybierają ją głównie wędkarze aktywni, niecierpliwi, ciekawi nowych łowisk. Setki dziur, możliwość szybkiego spenetrowania ogromnych przestrzeni. Nie ma mowy o żadnym nęceniu, jedynym wabikiem jest tylko gra przynęty. Już po kilku machnięciach wędką wiadomo: gryzą czy nie gryzą. Z kolei wędkarz o naturze refleksyjnej wybierze raczej mormyszkę. Tu w grę wchodzi precyzyjne wybieranie łowiska, dokładne jego spenetrowanie, przyciąganie ryby zanętą. Natomiast podlodowe wędkowanie ze spławikiem to ekwiwalent letniej zasiadki. Latem bajka, zimą hardcore. Sport tylko dla największych względu jednak na to, co tak naprawdę nas w podlodowym wędkarstwie pociąga, to przede wszystkim wspaniała przygoda, cudowny kontakt z naturą, nieprawdopodobne widoki, których mieszczuchy mogą nam tylko pozazdrościć. Kto nie był, niech nie zwleka – zabieramy Was na wspaniałą wyprawę na zimowe łowiska. No to w drogę! W skutym lodem zbiorniku woda układa się warstwami. Tuż pod lodem ma temperaturę bliską zeru, im głębiej, tym jest cieplejsza. Na głębokości poniżej 4–5 m (ta strefa rozciąga się aż do dna) woda osiąga temperaturę plus 4 stopni Celsjusza. Temperatura w poszczególnych warstwach wody pod lodem nie ulega zmianie przez wiele miesięcy. Generalnie zarówno ryby, jak i inne organizmy żywe bytują na głębokościach od wspomnianych 4–5 m do mniej więcej 12–15 m (głębiej często zdarzają się strefy zupełnie pozbawione tlenu). Tu znajdują optymalne o tej porze warunki – odpowiednia ilość tlenu i pożywienie. W mule bytują stawonogi, niektóre małże, larwy owadów, pierścienice, skorupiaki. To podstawowy pokarm niemal wszystkich gatunków żerujących o tej porze roku. W zimnej wodzie czas biegnie co prawda tak samo, ale wszystkie życiowe procesy przebiegają dużo wolniej. Ruchy ryb są oszczędne, bywa niekiedy, że wpadają w rodzaj odrętwienia. Przemiana materii jest dużo wolniejsza, ale większość gatunków żeruje niemal całą zimę. Każdy z nich ma swoje ulubione miejsca, w których lubi spędzać tę porę roku. Są one na tyle charakterystyczne, że można je bez trudu ustalić w konkretnym łowisku: – okonie – podobnie jak w cieplejszych porach roku, tak i zimą spotkamy je na stokach podwodnych górek, w okolicach kamiennych raf, zatopionych gałęzi, pomostów. Okoń jest jedną z najbardziej aktywnych o tej porze gatunków ryb; – płocie – i te ryby są jedną z najczęstszych zdobyczy wędkarskich w czasie podlodowych połowów. W początkowej fazie zimy grupują się na skraju dywanów moczarki, a następnie schodzą głębiej, na skraj stoków, a także rozległych podwodnych połaci dna. Szukają pokarmu w strefie przydennej; – leszcze – w jeziorach mają swoje niezmieniane przez lata zimowiska. W niezbyt dużych akwenach bytują przy dnie mulistym, tuż za pasem oczeretów, na głębokości 5–7 m. W akwenach większych znajdziemy je przeważnie na głębokości ok. 10–12 m, najczęściej na rozległych podwodnych blatach, położonych u podnóża łagodnie opadających stoków przybrzeżnych. Choć pod lodem nie są zbyt ruchliwe, co jakiś czas podejmują wędrówki w poszukiwaniu pokarmu. Inną przyczyną zimowych wędrówek leszczy jest spadek zawartości tlenu. W takich przypadkach leszcze wpływają na płytsze miejsca, bogatsze w tlen, na przykład w okolice dopływów. Jednak nie wszystkie gatunki ryb mają dostatecznie dużo energii, by żerować zimą. Na przykład karpie, liny i karasie wraz ze zmniejszającą się temperaturą stają się odrętwiałe, nie reagują na zewnętrzne bodźce. Każdy z gatunków radzi sobie z tym problemem inaczej – zbijają się w stada, co ułatwia przetrwanie, potrafią także, tak jak np. karasie, zagrzebać się w mule. Podobnie czynią węgorze i w wędkarstwie podlodowym zależy przede wszystkim od tego, czy uda się znaleźć stanowiska ryb. Łowienie z lodu to ziszczenie marzenia wielu wędkarzy, by być blisko ryb i móc łatwo je namierzyć Nie ma żadnych przeszkód, łatwo ominąć najtrudniejsze zaczepy, w praktyce stoimy rybom nad głową. Ale to tylko teoria... W praktyce znalezienie stanowisk ryb nie jest jednak takie proste, tym bardziej gdy akwen jest nam zupełnie nieznany. Ale nie poddawajmy się – jest kilka sposobów na szybkie rozpoznanie łowiska. Nieoceniona jest koleżeńska pomoc i podstawowe informacje o akwenie, jakie możemy tą drogą poznać. Wiele cennych informacji uzyskamy, zasięgnąwszy języka w sklepie wędkarskim. Można także rozpoznawać łowisko "bojem" – już na lodzie wypatrujmy jakichkolwiek śladów działalności wędkarzy, wykutych otworów, śladów po zanętach, wydeptanych ścieżek. Gdy mamy pecha i przyszło nam wędkować po świeżych opadach śniegu, nie pozostaje nam nic innego, jak cierpliwe wiercenie kolejnych otworów (według schematu – najpierw seria otworów od brzegu ku środkowi akwenu, a następnie co jakiś czas kilka otworów równolegle wzdłuż brzegu) i cierpliwe ich obławianie. Do takiego rozpoznania najlepiej nadaje się podlodowa błystka. Wbrew obawom odgłosy wiercenia lub kucia lodu ryb nie płoszą (okonie biorą często tuż po wywierceniu otworu), jednak dobrze jest, zwłaszcza na płyciznach, zaciemnić otwór śniegiem lub drobinkami lodu. ABC wyposażenia Wędka, kołowrotek, nawet najbardziej wymyślna przynęta nie są podstawowym wyposażeniem wędkarza podlodowego, a... odpowiedni ubiór. Dziś, w dobie powszechnie dostępnych pływających kombinezonów, bielizny termoaktywnej, czapek z gore-teksu, rękawic z neoprenu czy butów ocieplanych rewelacyjnym materiałem thinsulate, grzechem jest niekorzystanie z nich. Nie chodzi tylko o komfort wędkowania, ale o zdrowie, a czasami i o życie. Dlatego tak ważne są i inne elementy wyposażenia związane z bezpieczeństwem na lodzie. Każdy z nas powinien mieć obowiązkowo linkę z tzw. rzutką, a także kolce asekuracyjne. Kolce powinno się nosić w taki sposób, by cały czas były gotowe do użycia (np. połączone linką i przewieszone przez szyję). Gdy lodu nie pokrywa śnieg, wtedy łatwo o wywrotkę, która może skończyć się ogólnym potłuczeniem, a nawet wstrząśnieniem mózgu. Dlatego warto zaopatrzyć się w raki, czyli specjalne nakładki na buty, które mają kolce i szereg ząbków zapobiegających ślizganiu się. Bez trudu znajdziemy je w sklepach tzw. outdoorowych, a także w tych, które oferują sprzęt do wspinaczek górskich. Na głęboki śnieg świetnie nadają się rakiety śnieżne. Choć może się wydawać, że rakiety śnieżne to w Polsce nadal egzotyka, także i tego rodzaju wyposażenie znajdziemy w polskich sklepach sportowych. Wędkarze podlodowi często zadają pytanie: pierzchnia czy świder? Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. Z pewnością pierzchnia (dłuto czy też przecinak, którym wykuwa się otwór w lodzie) to znakomity sprzęt do szybkiego kucia przerębli na pierwszym lodzie. Odda nieocenione usługi w czasie rozpoznawania lodu (opukuje się nią powierzchnię). Pierzchnią można wykuć mały otwór rozpoznawczy, a w razie potrzeby szybko go powiększyć. Gdy jednak przyjdzie nam wywiercić 100 lub więcej otworów w grubym na 20–30 cm lodzie, to jednak większość wędkarzy sięgnie po rynku jest wiele konstrukcji różniących się detalami technicznymi, a przede wszystkim średnicą wiertła – od 10 do 20 cm. Te pierwsze to modele, które wybierają zwolennicy podlodowej blaszki, można nimi szybko wywiercić wiele otworów, a średnica 10 cm wystarczy, by dało się przez nią wyholować nawet dużego garbusa. Wiertła o średnicy 20 cm znakomicie nadają się do wykonywania otworów na łowiskach leszczowych. Na rynku dostępne są świdry zarówno ze Skandynawii, jak i z Rosji. Produkuje je także kilku wytwórców w Polsce. Trudno polecić konkretny model. Większe znaczenie ma to, w jaki sposób będziemy obchodzić się ze świdrem. Po pierwsze – należy pamiętać, że współczesne świdry mają podwójne wykorbienie i ich użycie wymaga jednoczesnego kręcenia obiema rękoma. Po drugie – ostrza są newralgicznym elementem konstrukcji, dlatego nie wolno uderzać świdrem o lód ani zbijać lodu z ostrzy metalowym przedmiotem. Ostrza, a także inne elementy świdra nie mogą mieć żadnych luzów. Gdy świder zacznie gorzej przewiercać się przez lód, będzie to sygnał, by naostrzyć ostrza. Lepiej czynność tę powierzyć fachowcowi, gdyż niewłaściwe ostrzenie może zupełnie zmienić właściwości użytkowe świdra. Do wszystkich współcześnie oferowanych świdrów dostępne są zapasowe ostrza. Warto kupić je zawczasu, a w razie potrzeby wymienić. To nie jest trudna operacja i można ją przeprowadzić nawet na łowisku. Ze względów bezpieczeństwa nieużywany świder powinien być częściowo wkręcony w lód, gdy zaś nie ma takiej możliwości (np. lód jest zbyt cienki), ostrza powinniśmy zabezpieczyć osłoną. Z rzeczy niezbędnych wymienić trzeba jeszcze czerpak do lodu, natomiast wszelkiego rodzaju kosze, siedziska czy sanki nie są nam niezbędne, ale znakomicie ułatwiają wędkowanie, a przede wszystkim pozwalają na odrobinę komfortu. Podlodowa błystkaRozpoznanie łowiska to jedno, a namierzenie żerujących okoni to drugie. Drapieżniki przemieszczają się całą zimę. W pierwszym okresie spotkać je można tuż przy pasie trzcin, a wraz z grubieniem lodu częściej trafić na nie można na szczytach i stokach podwodnych górek. Na ostatnim lodzie okonie podchodzą pod brzeg. Nie ma też żelaznej reguły dotyczącej głębokości, na której je spotkamy. Może to być zarówno 2–3 m, jak i kilkumetrowa głębia. Dlatego polujący na garbusy wędkarz podlodowy musi być mobilny, jego sprzęt powinien być ograniczony do absolutnego minimum i tak przygotowany, by dało się z nim błyskawicznie przemieszczać po łowisku. Dobrym wyborem są sanki lub siedziska z płozami. Bez dwóch zdań możliwość skorzystania z echosondy zwiększa szansę na dobre rozpoznanie łowiska i namierzenie ryb. Choć rynek dostarcza nam dzisiaj niebywałej palety różnego rodzaju przynęt, tak naprawdę wystarczy kilkanaście modeli błystek o różnej masie i w różnych barwach. W dni pochmurne, gdy lód przykrywa śnieg, skuteczne są błystki srebrne, zarówno te matowe, jak i polerowane. W słoneczne dni lepszym wyborem będą błystki złote, mosiężne lub miedziane. Paletę kolorów powinniśmy uzupełnić o "malowanki", czyli przynęty, które imitują konkretny gatunek, najczęściej drobnicę białorybu lub niewielkiego okonia. Jeśli chodzi o rodzaj podlodowej błystki, to trzeba podkreślić, że w praktyce wędkarskiej dużą skuteczność wykazują zarówno klasyczne oblanki (błystka z cyny lub ołowiu w kształcie rybki z wtopionym w pyszczek haczykiem lub kotwiczką), jak i bardziej nowoczesne podlodowe pilkery, błystki łamane, podlodowe jigi czy inne, mniej popularne, jak choćby invadery czy cykady. Większe znaczenie ma sposób, w jaki przynęta będzie prowadzona. Paleta ruchów jest bardzo duża, jednak można wyodrębnić kilka podstawowych schematów:– stukanie o dno i unoszenie przynęty – to sposób na rozpoznanie nowego miejsca. Po opadnięciu przynęty na dno delikatnie stukamy nią o podłoże, a następnie unosimy na niewielką wysokość. Pozostawiona przez chwilę w bezruchu delikatnie się kołysze. Jeśli okoń jest w pobliżu, często atakuje w tym momencie; – potrząsanie – potrząsając szczytówką nadajemy przynęcie drgania podobne do drgań mormyszki (do tego celu świetnie nadają się jigi balansujące). Płynnym ruchem zmieniamy wysokość pracy przynęty. Potrząsanie ma na celu sprowokowanie ryby i wzbudzenie zainteresowania. Branie następuje jednak w momencie pauzy;– skokowe podciąganie i opuszczanie – stosujemy schemat "schodkowy": po położeniu przynęty na dnie stopniowo podnosimy ją o ok. 30 cm na wysokość 2–3 m, a następnie opuszczamy, wykonując delikatne poderwania o niewielkiej amplitudzie. Brań możemy spodziewać się w każdej chwili;– gwałtowne podciąganie i swobodne opuszczanie – w tym przypadku wykonujemy ruchy podobne do klasycznego "szarpaka". Chodzi tu jednak nie o zacięcie ryby na ślepo, ale o nadanie przynęcie charakterystycznego ruchu szybującego. Po dynamicznym podciągnięciu swobodnie puszczona błystka potrafi odejść w bok nawet o 2–3 m. MormyszkaGranie mormyszką to wielka sztuka. Nie chodzi tylko o nadanie jej jak największej częstotliwości, ale o to, by zachowała się w wodzie jak żywa istota, a to oznacza, że czasami wystarczy wykonywać ruchy dużo spokojniejsze. Ważne, by prowokowała ryby. Polecamy lekturę artykułu Pawła Oglęckiego w ostatnim wydaniu "WW" (styczeń 2011), który jest kompendium wiedzy na temat kształtów mormyszek, zastosowania i sposobów wędkowania. Przypomnijmy tylko pokrótce kilka podstawowych zasad. Dobra mormyszka powinna mieć cienki, mocny i ostry haczyk. Istotny jest także odpowiedni kąt w stosunku do korpusu. Uwiązana do żyłki mormyszka powinna zwisać haczykiem do dołu. Ważny jest dobór ciężaru mormyszki do głębokości wędkowania. Przyjmuje się, że na każdy metr głębokości mormyszka powinna mieć 1 g masy więcej. Nie wolno zapomnieć o ochotce – dwie, trzy świeże, krwistoczerwone ochotki na haczyku to podstawa sukcesu. Kiwak to nieodłączny element wyposażenia wędkarza łowiącego na mormyszkę. Stosuje się różne materiały, głównie tworzywa sztuczne. Znakomite kiwaki wykonuje się z paska kliszy RTG, filmowej lub nośnika danych w dyskietkach komputerowych, a także z rdzenia światłowodu. Spośród innych materiałów można wymienić także plastikowe włosy z miotły, paski wycięte z butelek PET. Ważne jest, by żyłka była ułożona na górnej krawędzi kiwaka. To kluczowy element uzyskania właściwej amplitudy drgań zestawu wędkowego oraz skutecznego zacinania. Podlodowy spławikWielu uważa podlodowy spławik za nieco archaiczny sposób wędkowania. Jednak w wielu przypadkach okazuje się niezwykle skuteczny. Zwłaszcza gdy chodzi o łowienie płoci, krąpi i leszczy. Zasada jest podobna do wędkowania letniego: kluczową sprawą jest zastosowanie czułego zestawu i odpowiednie zanęcenie łowiska. Spławiki w zestawach podlodowych to modele zbliżone do tych, które stosujemy latem – wysmukły korpus i krótka, cienka antenka. Na łowiska płytkie, do 3–4 m, nie musimy stosować spławika przelotowego, bo zestaw jest wybierany ręką. Wystarczą spławiki od 0,2 do 1,5 g. Na łowiska głębsze wielu wędkarzy preferuje zestawy przelotowe. Wtedy spławiki mogą mieć wyporność nawet do kilkunastu gramów. Gdy planujemy łowić na podlodowy spławik, to nie my szukamy ryb, lecz ryby szukają naszych smakołyków. Oczywiście pamiętać musimy, że w chłodnej wodzie ryby są niemrawe, apetyt mają ograniczony, więc nie ma mowy o kilogramach zanęt. Niemniej jednak dają się zwabić, a w regularnie nęconych miejscach stada płoci i leszczy trzymają się niemal całą zimę. Generalnie zanętę należy dawkować bardzo ostrożnie. Jeśli podamy zbyt dużą jej ilość, możemy się liczyć z przekarmieniem i zanikiem brań nawet na wiele godzin. Gdy zamierzamy nęcić w łowiskach leszczowych, powinniśmy przygotować zanętę ciężką, o dużej zawartości protein, z dodatkiem melasy lub syropu klonowego, wzbogaconą sporą ilością jokersa. Optymalna głębokość łowienia to 8 do nawet 15 m. Na tej głębokości zimuje leszcz (w dużych akwenach). Mormyszka powinna być prowadzona raczej wolno, tuż przy dnie. Co pewien czas powinniśmy nią opukiwać dno. Taki ruch bardzo prowokuje leszcze. Najczęściej branie będzie się objawiać wyprostowaniem kiwaka. Zdarzają się także i takie sytuacje, gdy żerujące na mulistym dnie duże leszcze atakują przynętę znajdującą się w bezruchu. Płocie z kolei wabi zanęta ciemna, czarna lub ciemnobrązowa. W jej składzie powinny się znaleźć bardzo drobno zmielone konopie, biszkopty, odchody gołębie oraz jokers. Istotnym dodatkiem, który zwiększa atrakcyjność zanęty płociowej, jest brokat. W każdym przypadku dużą skuteczność w zanęcaniu wykazuje cykliczne podawanie niewielkich porcji larw jokersa. Gdy wędkujemy na większych głębokościach, możemy zanęcać mieszanką ochotki wraz z zanętą i znaczną ilością ziemi. Zasady bezpieczeństwaWielu doświadczonych wędkarzy jest tak pewnych tego, że o lodzie i jego kaprysach wie wszystko, że staje się często ofiarą własnej brawury. Wśród wędkarskiej braci krążą legendy o "miszczach", którzy wędkują tylko z samochodów (bo mają radio, wygodny fotel, a w razie potrzeby można włączyć ogrzewanie). Tylko na Mazurach kilka takich aut trzeba co roku wydobywać spod lodu. Inni znów mają się chyba za świętych, co to potrafią poruszać się po zmrożonej tafli niemal jej nie dotykając. A zatem każdy z nas, bez względu na to, ile też wiosen liczy i ile wędkarskich "krzyżyków" ma na karku, musi mieć podstawową wiedzę o pokrywie lodowej i stosować się do zasad bezpieczeństwa. Powstawanie lodu jest niezwykle ciekawym zjawiskiem. To jest proces złożony z kilku etapów, na który wpływa wiele różnych czynników (oczywiście, głównym jest temperatura, poza nią ważny jest także wiatr i fakt, czy woda jest w ruchu). Wszystko zaczyna się od tak zwanych jąder krystalizacji, wokół których tworzą się drobniutkie kryształy w formie dysków. Te zaś łączą się ze sobą, w wyniku czego powstają lodowe igły. Igły „kleją” się do siebie i tworzą na powierzchni wody cienką błonę lodu (taką, jaka po mroźnej nocy powstaje na kałużach wody). Jeśli istnieją sprzyjające czynniki, to zamarzająca masa zaczyna grubieć (wędkarz mówi, że lód "rośnie"). Po kilku dniach osiąga bezpieczną dla człowieka grubość. Dla większości z nas lód to po prostu lód – woda w stałym stanie skupienia. Dlatego informacja, że istnieje aż 8 polimorficznych odmian lodu, jest pewnym zaskoczeniem. Możemy wyróżnić trzy podstawowe rodzaje lodu jeziornego:– czysty lód – mocny i elastyczny lód o krystalicznej strukturze, jednorodny, bez pęcherzy powietrza i przebarwień, który tworzy się w temperaturze poniżej zera stopni Celsjusza; dla jednej osoby bezpieczna grubość takiego lodu to co najmniej 5–8 cm, dla grupy ludzi będzie to ok. 15 cm, dla samochodów osobowych ponad 20 cm; – mętny lód – tworzy się w wyniku zamarzania zalegającej na lodzie wody, która jest skutkiem topnienia jego wierzchniej warstwy pod wpływem podwyższonej temperatury otoczenia lub promieni słońca. Taki lód, dzięki dużej ilości pęcherzyków powietrza, jest mętny, nieprzezroczysty. Zachowuje cechy czystego lodu, jest jednak od niego mniej wytrzymały (jeśli jego barwa jest mlecznobiała, to przyjmujemy, że jego wytrzymałość jest mniejsza o połowę od lodu czystego); – lód śniegowy – to efekt zamarzania topniejącego śniegu, który zalega na warstwie lodu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu: Wędkowanie pod lodem. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku "zgłoś". Robert Karaś ujawnił szczegóły swojego wycofania z zawodów Swiss Ultra Triathlon na dystansie 10-krotnego Ironmana. Polak na trasie niezwykle cierpiał. "Rana pooperacyjna się rozerwała, zaczęła lecieć ropa, więc wezwaliśmy karetkę, żeby to zatamować" - mówił na Instagramie. Mimo zabiegu, który przeszedł zaledwie trzy tygodnie temu, był zdecydowanym liderem zawodów Z kolegami wybraliśmy się na „ostatni lód” poszukać okoni, które podobno zaczęły świetnie brać. Lód był już wprawdzie pokryty licznymi kałużami wody, tu i tam przebiegały linie pęknięć, ale był jeszcze zupełnie bezpieczny. Jego grubość wynosiła kilkanaście centymetrów. Był chyba 1985 rok. Początek marca. Zalew Jeziorsko. Odchodząca zima nie była zbyt sroga. Lód był już wprawdzie pokryty licznymi kałużami wody, tu i tam przebiegały linie pęknięć, ale był jeszcze zupełnie bezpieczny. Jego grubość wynosiła kilkanaście centymetrów. Z kolegami wybraliśmy się na „ostatni lód” poszukać okoni, które podobno zaczęły świetnie brać. Sprawdziliśmy łowiska w rejonie Ostrowa Wareckiego, Miłkowic, ale wyniki były bardzo słabe. Zostały jeszcze ponad trzy godziny, więc decydujemy się spróbować szczęścia w rejonie Tomisławic. Zalew ma tu około 2,5 km szerokości. Już z daleka widzimy na lodzie kilka ciemnych sylwetek wędkarzy pochylonych nad przeręblami. Koledzy ostro ruszają w ich stronę. Mnie natomiast zaciekawił wędkarz łowiący bardzo blisko brzegu, pomiędzy wystającymi z wody krzakami łoziny. Miejsce zupełnie nieciekawe, gdzie można spodziewać się tylko drobnicy, może jakiegoś szczupakowego podlotka. Po powitaniu i rutynowym pytaniu czy „gryzą”, moje oczy robią się okrągłe ze zdumienia. Na lodzie, obok wędkarza, leży sześć całkiem ładnych karasi. Do tej pory sądziłem, że łowienie takich ryb zarezerwowane jest dla miesięcy letnich. Widać byłem w błędzie! Od tej pory w zbiornikach, które mają większą populację karasi, zawsze staram się zapolować na te waleczne rybki. Pomimo sporej wiedzy i pewności, że w danym łowisku znajdują się naprawdę duże karasie, nigdy nie udało mi się złowić sztuki powyżej 40 dag masy. Myślę, że mniejsze karasie, na wygrzewanych płyciznach, szybciej zwiększają temperaturę ciał, co aktywizuje ich procesy życiowe. Wysnułem taki wniosek, gdyż wszystkie ryby zostały złowione na łowiskach o głębokości nieprzekraczającej dwóch metrów. Najlepsze wyniki, ja i moi koledzy, uzyskiwaliśmy, gdy nadchodził pochmurny dzień bez opadów, po kilku ciepłych, słonecznych dniach. Ciśnienie nieznacznie się obniżało lub stało w miejscu. Zdecydowanie lepiej się łowiło, gdy nie było wiatru lub dmuchał bardzo słabo. Podczas silnych powiewów nie udało mi się złowić karasia. Sprawdzonymi łowiskami okazały się płytkie, niewielkie zatoki zbiorników zaporowych, osłonięte od wiatru drzewami lub wysokimi brzegami, a najlepiej i jednym, i drugim. Warto opuścić także mormysz w starorzeczach i płytkich stawach. Niewielkie, przydenne ruchy wody są mile widziane. Jednak podstawowym warunkiem jest stosunkowo duża ilość karasi w danym łowisku, co wyzwala dodatkowy, korzystny dla nas czynnik, jakim jest konkurencja pokarmowa. Wędka podlodowa długości 40 cm, raczej sztywna. Do tego miękki, pięciocentymetrowy kiwak, żyłka o średnicy 0,10 mm (kolor obojętny), mało rozciągliwa. Proponuję dwa rodzaje mormyszek w kształcie kropli, z czarną lub fioletową główką. Do czarnej główki korpus typu „tygrysek” w kolorowe, seledynowo- -czerwone paski, przetykane czarnym kolorem. Natomiast do fioletowej główki powinniśmy zastosować czarny korpus z drobniutkim, srebrnym lub złotym brokatem. Warto spróbować takich z dodatkowym, luźnym oplotem złotej nici. Maksymalna masa mormyszek to nie więcej niż 3 g (wzory najskuteczniejszych przynęt na zdjęciu). Tygryski Karasie je lubiąKarasie bardzo kiepsko reagują na szybką pracę mormyszki i dużą ilość drgań. Nie złowicie też karasia, jeśli podniesiecie przynętę wyżej niż 5 cm nad dno. Należy wykonywać powolne ruchy, podnoszące mormysz około 2–3 cm nad dno. Po kilku podniesieniach dobrze na kilka sekund położyć ją na dnie. Na niewielki, czarny lub brązowy, haczyk w rozmiarze 12–16 zakładamy nie więcej niż 2 ochotki. Nęcimy karasie bardzo oszczędnie, nie używając żadnych pojemników. Kilkanaście ochotek sypiemy palcami bezpośrednio do przerębla. Gdy zauważymy, że ochotki nie opadają pionowo w dół, tylko spływają gdzieś w bok, wiercimy dodatkowe otwory w tym kierunku, co metr. Ciekawostką jest fakt, że w tak płytkich, karasiowych miejscach zdarzają się przyłowy pokaźnych, nawet półkilogramowych okoni i okazałych płoci!Brania karasi są niezwykle delikatne. Najczęściej następują, gdy podnosimy przynętę z dna i sprawiają wrażenie, jakbyśmy o coś zahaczyli. Czasami następuje kilka drobniutkich „puknięć” w kiwak (tak biorą raczej niewielkie karasie). W obu przypadkach należy zaciąć. Jeśli doczekamy się pierwszego brania, to możemy być pewni, że czeka nas frajda złowienia od kilku do kilkunastu sztuk, bo karasie są mało płochliwe. Nie przeszkadza im zbytnio szamotanie się kolegi na wędce. Co najwyżej trochę się odsuną, aby po kilku minutach wrócić do żerowania. Holujemy karasia powoli. Wtedy nie szarpie się zbyt gwałtownie i nie wzbudza niepokoju reszty ryb. Od kilku lat na haczyk zaczęły trafiać liny i słyszałem już o łowionych karpiach. Mnie zdarzyło się dwukrotnie mieć prawdopodobnie karpia na wędce. Niestety, kończyło się to urwaniem mormyszki, a ryb nie widziałem. Czyżby ocieplenie klimatu albo jakiś nieznany rybi trend? Jeśli macie swoje przemyślenia i doświadczenia dotyczące łowienia karpiowatych spod lodu, to zapraszam do dyskusji. Mój mail: [email protected]Trochę statystykiPonad 80% karasi złowiliśmy, gdy temperatura wynosiła od 3 do 5 stopni powyżej zera. 70% wzięło podczas pochmurnej pogody, ale warstwa chmur nie była gruba, widać było przez nią słońce. Mniej więcej po połowie rozłożyła się skuteczność mormyszek kolorowych i czarnych. Na dwie ochotki haczykowe złowiłem 80% karasi. Po około 10% zasmakowało w jednej lub trzech ochotkach. Mniej więcej 60% ryb żerowało na łowiskach o głębokości od 0,8 do 1,2 m. Płycej 10%, głębiej 30%. Gdy ciśnienie nieznacznie się wahało – 60% ryb. Przy bezwietrznej pogodzie – 60%, reszta podczas niewielkich powiewów, głównie z zachodu i południa. W przedziale wagowym 10–20 dag udało mi się przechytrzyć około 75% ryb, 20% – do 30 dag, pozostałe 5% – większe. Mój największy złowiony karaś ważył 38 dag. Wszystkie ryby to karasie srebrzyste. Tekst i zdjęcia Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu: Karasie spod lodu. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku "zgłoś". Wirusy sprzed 15 000 lat. Naukowcy badający lód lodowcowy znaleźli wirusy sprzed prawie 15 000 lat w dwóch próbkach lodu pobranych z Płaskowyżu Tybetańskiego w Chinach. Większość z tych wirusów, które przetrwały dzięki temu, że pozostawały zamrożone, jest niepodobna do żadnych wirusów, które zostały skatalogowane do tej pory!
Szanowny Panie Piotrze, mam do Pana wielką prośbę. Często przez okno obserwuję kolegów wędkarzy biegających z wędkami po lodzie. Chciałbym w tym roku też spróbować zimowego szczęścia. Czy mógł­by Pan podpowiedzieć, gdzie i jak łowiąc, mam największą szansę na spotkanie chociaż niewielkich ryb na moim jeziorze? Jezioro ma około 60 ha powierzchni, maksymalna głębokość około 11 metrów. Dno nierówne, kamienisto-gliniasto-muliste. W okresie lata sporo roślinności zanurzonej i wynurzonej sięgającej miejscami daleko w głąb jeziora. W takich miejscach znajdują się nieliczne pomosty wędkarskie oraz dwa duże pomosty kąpieliskowe. Nie ma żadnych górek podwodnych ani wysp. Jest sporo ładnej płoci, wzdręgi, leszcza, okonia, uklei, karasia srebrzystego i szczupaka. Trafiają się przyzwoite jazie, karpie, karasie pospolite, sandacze i sumy. Serdecznie pozdrawiam, Stanisław M. z Olsztyna. Panie Stanisławie, w liście znalazłem niewiele danych dotyczących łowiska, ale pomimo to postaram się choć trochę pomóc, tym bardziej że podobnych zapytań dostałem jeszcze kilkanaście. W krótkim opisie znalazłem jeden interesujący szczegół. Chodzi o pomosty, a szczególnie te duże. Jeśli ich podpory zanurzone w wodzie pokryte są przez większość roku roślinami, a jeszcze lepiej racicznicami, ślimaczkami itp., to mamy tam atrakcyjną miejscówkę, także zimą. Ocieniona deskami pomostu woda, w której znajduje się sporo pożywnych resztek organicznych, przyciąga jak magnes głównie płocie i okonie. Nieraz obserwowałem na ekranie sondy, jak stada ryb potrafiły godzinami żerować nawet przy pojedynczych palach podtrzymujących pomost. Korpusy mormyszek Co pewien czas, podczas wędkowania, traciłem łowne mormyszki, w których łamały się haczyki. Zbierałem takie kalekie korpusy w nadziei, że uda mi się je kiedyś uleczyć. Kiedy kolejny raz przed zimowym sezonem przeglądałem pudełko, nagle wpadłem na pewien pomysł. A dlaczego by nie spróbować użyć tych korpusów zamiast obciążenia zestawu? Obciąłem resztki haczyka i wyrównałem brzegi. To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Mormyszki z latami nic nie straciły ze swojej skuteczności i wprawdzie bez haczyka, ale efektywnie wabiły ryby w pobliże haczyka okraszonego apetycznym pęczkiem ochotek i prowokowały je do żerowania. Wybieram mormysze z większym otworem (lub otwory rozwiercam) albo drucianym oczkiem i zakładam je przelotowo na żyłkę główną. Kształt takiego mormyszkowego obciążenia jest mało istotny. Ważne, żeby swobodnie, bez oporu przesuwało się po żyłce. Do każdego dobieram indywidualnie (w domu) odpowiedni kiwok. Prawidłowe ustawienie pokazuje rysunek. Na łowisko zabieram kilka takich gotowych zestawów. Szczegóły zestawu Zestaw montuję w następujący sposób: na żyłkę główną 0,10 mm nasuwam najpierw możliwie najmniejszy, ale mocno trzymający stoper, potem zakładam korpus mormyszki i kolejny stoper. Kończę malutką pętelką typu easy loop. Następnie łączę z 10-centymetrowym przyponem z haczykiem. Wykonany jest również z żyłki 0,10 mm. On także zakończony jest mikropętelką. Do ich wiązania używam sprytnego „wihajstra”, który można kupić choćby w Internecie. Z przesyłką kosztuje 8–9 zł. Łączenie żyłki głównej z przyponem jest banalnie proste. I to praktycznie cały zestaw. Zaletą takiego rozwiązania jest możliwość regulacji, za pomocą stoperów, odpowiedniego położenia obciążenia. Można je kłaść zarówno na dnie, jak i podwieszać w toni. Bez problemu także zwiększymy lub zmniejszymy długość przyponu. Takie operacje ułatwiają aktywne poszukiwanie ryb w różnych strefach wody. Nad wodą (zamarzniętą) powinniśmy zaopatrzyć się w niewielką, stabilną podpórkę pod wędkę (też do kupienia za niewielkie pieniądze). Koszt około 15 zł. Nie polecam stosowania żyłek cieńszych niż 0,10 mm, bo po zacięciu musimy mocno hamować ucieczki ryby w pobliżu zawad (czytaj: pali pomostu). Agresywne hole nawet niewielkich ryb dość szybko osłabiają żyłkę, a szczególnie wszelkie węzły. Dlatego bardzo praktyczny jest niewielki zapas gotowych przyponów nawiniętych na zwijadełku. Zaletą opisywanego zestawu jest łatwość wymiany jego wszystkich elementów. Założenie stoperów, korpusu mormyszki i przyponu w warunkach zimowych zajmuje nawet niedoświadczonemu wędkarzowi maksimum 3 minuty. Technika łowienia Najchętniej umieszczam zarówno obciążenie, jak i haczyk z przynętą na dnie, na kiwoku lekko podgiętym w kierunku wody. Gdy nie ma brań, co kilka minut podnoszę zestaw nad dno i po kilku – kilkunastu sekundach z powrotem go opuszczam. Często właśnie w tym momencie następuje branie leniwej płoci czy okonia. Najczęściej jest to zdecydowane przygięcie kiwoka. Wiercę nie więcej niż 3–5 otworów przy samych podporach pomostu wysuniętych najbardziej w kierunku jeziora. Jeśli głębokość miejscówki nie przekracza 2–3 m, to nie usuwam z otworu szreni lodowej powstałej podczas wiercenia. To duży błąd, że wędkarze dokładnie czyszczą otwory na płytkich łowiskach. Co najwyżej delikatnie wyciągam większe kawałki lodu utrudniające prawidłowe ustawienie zestawu lub wędkowanie. Podczas odwilży kładę pod siedzisko na lodzie kawałek białej ceraty, gdyż przemoczony śnieg, szczególnie w słoneczny dzień, demaskuje stanowisko wędkarza i najczęściej płoszy ryby. Każda cerata po „lewej” stronie jest biała. Do tego nie nasiąka i nie zajmuje dużo miejsca, nadto minimalnie izoluje termicznie od lodu. Zanęta i przynęta Podstawą zanęty zimowej jest glina i ochotka zanętowa (mała) zwana jokersem, a przynętą numer 1 – ochotka (duża haczykowa). Warunek atrakcyjności to świeżość i żywotność. Dlatego dobrze trzymać ochotkę przynętową za pazuchą, w termicznym styropianowym pudełku. Trzymam w nim tylko niewielką jej ilość. Resztę przetrzymuję w specjalnym pojemniku do lodów, który nie powoduje jej wychłodzenia, a przez to zdecydowanie przedłuża życie larw. Sprawdzoną proporcją jokersa do gliny jest 1 do 4. Stosuję prosty sposób odmierzania: garść ochotki do 4 garści gliny. Taka ilość, jeśli zbyt często nie zmieniamy miejsca, bez problemu wystarczy nam na 4–5 godzin wędkowania. Nie ukrywam, że często dokładam do zanęty różne atraktory (łyżka stołowa). Najczęściej są to konopie, anyż lub kolendra, jeśli spodziewam się płoci, a krew suszona lub krab na okonie. Czasami wzmacniam też zapach zanęty atraktorem ochotkowym. Oczywiście bardzo polecam przygotowanie zanęty i zestawów w domowym ciepełku. Nad wodą skupmy się na łowieniu. Aby skutecznie sprawdzić miejscówkę, zawsze mam przygotowane trzy wędki podlodowe. Każdą z nich obławiam wybrane stanowisko najpierw niewielką blaszką, potem „potańczę” mormyszką, a na końcu podrzucam dwie kulki przygotowanej wcześniej zanęty i próbuję szczęścia metodą spławikową albo moim autorskim zestawem gruntowym bez spławika. I właśnie ten ostatni sposób chciałbym zaproponować i opisać, bo naprawdę sprawdza się praktycznie we wszystkich typach łowisk. Tekst i zdjęcia Piotr Berger Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu: Łowienie ryb z lodu przy pomoście. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku "zgłoś".
VI Łowienie ryb spod lodu. 1. Łowienie ryb spod lodu dozwolone jest przy użyciu dwóch wędek w przypadku stosowania przynęt naturalnych, w przypadku łowienia na „blaszkę” dopuszczona jest jedna wędka. 2. Zabrania się stosowanie martwej i żywej ryby jako przynęty (filety z ryb, kostki z ryb, inne niewymienione części ryb). 3.
Od dawien dawna byłem przekonany, że ryby pod lodem są tak bardzo skupione w duże stada, że złowić je można bez problemu. Ale było też wiele pytań dlaczego wielkie płocie złowiłem przy samych trzcinach, jak również na większych głębokościach, ale nie w najgłębszych rejonach jeziora. Przeczyło to wszelkim teorią pisanym wtedy w poradnikach wędkarskich itp. To samo dotyczy innych gatunków ryb zamieszkujących jezioro. Leszcze moje ulubione wcale nie brały, a nawet ich tam nie było, jak pisano w najgłębszych miejscach w jeziorze, że niby mają tam swoje zimowiska. To samo dotyczy okoni, szczupaków, krasnopiórek, uklei… Zawsze łeb miałem pełen pytań sam do siebie. Od zawsze lubiłem wyciągać wnioski z moich dni spędzonych na rybach, a przede wszystkim nad wodą. Same ryby były na drugim planie, ale one same dawały mi wiele odpowiedzi, co się dzieje pod lodem w nieznanym mi świecie. Tak było grubo ponad 40 lat temu i jest do dziś moim najważniejszym i najwspanialszym atutem wędkowania. Od zawsze zanim zanęciłem jakieś miejsca, czy zarzuciłem przynętę musiałem nie tylko to upatrzone miejsce, ale i dany rejon jeziora długo obserwować. Czasami trwało to tydzień czasami i cały prawie rok. Najpierw musiałem i muszę zaspokoić ciekawość dlaczego ryby są tu o tej porze roku i w tej temperaturze wody, a nie gdzie indziej. Mierzenie temperatury wody, głębokości, kierunku położenia, charakterystyka brzegów i tysiące innych czynników nie dają mi spokoju z tego powodu, że to wszystko ma wpływ na życie pod wodą, a i pod lodem. Dziś wiem, że ryby pod lodem wcale nie są aż tak sparaliżowane niską temperaturą i małą zawartością tlenu. Pewnie, że są wyjątki do których zaliczają się małe płytkie jeziora bez żadnych dopływów, czy otaczających je np bagien. Wszędzie tam gdzie dociera chociaż trochę światła, gdzie dopływa jakiś strumyk, rzeczka, czy są jeziora połączone z jakimiś mokradłami, bagnami, które nigdy nie przemarzają do końca, tam zawsze będzie trwało życie i walka o przetrwanie, czyli też o pokarm. A ten doskonale wiem gdzie jest. Też zawsze jest go najwięcej tam gdzie będzie więcej światła, ruchu wody itp czyli tam będzie tlen. To wszystko się zmienia w ciągu całej zimy wiele razy, to i ryby się muszą przemieszczać dostosowując do środowiska. Robiłem wiele różnych fajnych prób na dużych i mniejszych jeziorkach. Zanęcając ryby jednym rodzajem zanęty z dodatkiem całych ziaren kolendry. A te są połykane przez np leszcze w całości i tak samo wydalane. Łowiłem po kilku dniach a czasami i po kilku tygodniach leszcze ponad 8km dalej używając innej zanęty, ryby które tu łowiłem były obżarte moją zanętą z całymi ziarnami kolendry. Nie dotyczy to tylko leszczy, ale i płoci, krasnopiórek, krąpi… Nigdy nie przywiązywałem i nadal to robię, uwagi do zanęty, czy sprzętu wędkarskiego. Nie to łowi ryby w jeziorach. Nie jest też sztuką nałowić pod lodem pełnego wiadra płotek, czy okonków jak palec. Ale tylko nieliczni wędkarze, którzy potrafią się dostosować do natury i znający chociaż trochę życie pod wodą, czy pod lodem wiedzą gdzie pójść i wpuścić przynętę po to żeby poczuć na kiju potężną rybę. Oj coraz rzadziej już się ich widuje. lecz tysiące razy widziałem na lodzie mistrzów wędkarstwa uzbrojonych po zęby sprzętem za kilkanaście tysięcy, no ale cóż się działo z ich minami, kiedy niedaleko miejscowy z drewnianą klepką i żyłkę jak sznurek błystka z cyny wyciągał okonie po kilogramie. Na nic się zda najdroższy piękny sprzęt czy świecące przynęty bez znajomości nie tylko danego jeziora, ale przede wszystkim życia i zwyczajów ryb. Tu się kłania pokora do natury, a nie wyzwiska od mięsiarzy. W zależności od głębokości jeziora w różnych jego rejonach jest inna zawartość tlenu, a co się z tym łączy i pokarmu naturalnego ryb. Nie tylko larw owadów, czy innych naturalnie żyjących tam skorupiaków czy mięczaków. Dotyczy, to także narybku za którymi podążają okonie. Ha ale tu też jest haczyk, ponieważ wielkie okonie nie są aż takimi amatorami narybku, który przebywa w okolicach trzcinowisk, czy nawet spadów górek podwodnych. Kto wie kiedy i gdzie w większych jeziorach odbywa się tarło sielawa i gdzie po tarle się przenosi i co się po tarle dzieje z wylęgiem, ten wie gdzie i kiedy szukać wielkich garbusów. Ten gatunek nie jest tylko ulubionym rarytasem wielkich szczupaków, ale i wielkich okoni i miętusów. Te dwa ostatnie gatunki bardzo intensywnie żerują na ikrze i potem na wylęgu sielawy. Są dwa bardzo różne rejony jeziora, gdzie podążają wielkie garbusy za takim gatunkiem jak sielawa. Celowo nie pisze co gdzie i jak, bo poznawanie trochę biologii ryb i ekosystemu z amatorskiego punktu widzenia to naprawdę wielka przygoda i ogromne doświadczenie, a potem jaka kopalnie wiedzy. To samo dotyczy dużych płoci, czy leszczy. Obydwa te gatunki mają całkiem inne zwyczaje pod lodem i nigdy nie stoją w miejscu. Wyjątkiem są oczywiście jeziora zamknięte o płaskim charakterze dna. Jak już pisałem, tam ryby żyją w większych skupiskach zużywając przez to ogromne zapasy tlenuy szczególnie przy dnie. Z takich jezior często nawet kilkuset hektarowych rybacy mogą wyłowić ogromne ilości ryb. Sam byłem dawno temu światkiem, kiedy to rybacy podczas jednego zaciągu wielkim włokiem jeziora o powierzchni około stu hektarów. Wyciągnęli 27 ton samego leszcza. Co ciekawe wiosną na tarliskach nadal były leszcze, potem też i żerowały. Ale po kilku latach w jeziorze złowienie leszcza powyżej 4kg nie było niczym nadzwyczajnym. To i podobnie położone jeziora wśród pól, łąk, czy miejscowości, są to bardzo żyzne jeziora, w których jest ogrom pokarmu. I tu się stało to, że mniejsze ilości ryb szybko przybierały na wadze ponieważ był ogrom naturalnego pokarmu, a mała konkurencja. Takie obserwacje i wnioski są także bardzo ważne dla mnie jako dla wędkarza. Lecz znalezienie pod lodem miejsc żerowania wielkich leszczy, to już inna bajka. Te ryby ze względu na swoja masę mają swoje ulubione i tylko sobie znane rejony jeziora, gdzie wiedzą, że znajdą dużo ślimaków różnego gatunku, małych pijawek, racicznic, czy czegokolwiek bardzo pożywnego. To instynkt im nakazuje nie tracić energii na przeszukiwanie muły za larwami owadów. Taki pokarm dużej rybie nie starczy na długo, a one doskonale wiedzą jak długo potrwa jeszcze zima, czyli lód na jeziorze. Dziwnie to brzmi, ale taka jest prawda. Dobry wędkarz obserwator, który potrafi wyciągać wnioski już od pierwszych tygodni na lodzie może się zorientować po zachowaniu się ryb jaka będzie zima… Całkiem inaczej się zachowują pod lodem wielkie jeziorowe płocie. Te z kolei potrafią przepływać jeszcze większe odległości i co ciekawe największe płocie zapuszczają się zimą nawet na kilkudziesięciometrowe głębiny. Albo też wielokrotnie łowiłem je na 10m od powierzchni lodu w miejscach gdzie było 20 i więcej metrów do dna. Tu najskuteczniejsza zawsze jest kukurydza z puszki. Na białe robaki od razu się czepiają małe płoteczki i ukleje. A jak tylko zaczyna się zmierzchać, to wielkie płocie żerują pod samymi brzegami przy trzcinach na metrowym gruncie. Nawet kiedy zima by trwała sześć miesięcy codziennie można odkryć coś nowego w zachowaniu się ryb pod lodem. Tam trwa cały czas intensywne życie. Dobry obserwator spod przeźroczystego lodu może odczytać dosłownie co pod nim się dzieje. Jakie ryby się przemieszczają, a jakie żerują. Bąble pod lodem i te wmarznięte już w lód mają ogrom fajnych informacji. To jak poszczególne kartki książki, co kolejna warstwa wmarzniętych bąbelków, to kolejny dzień z życia pod lodem . Wystarczy trochę wyobraźni i chęci poznania ekosystemu. Tego życzę wszystkim kolegom i koleżankom po kiju. Bogdan Bozio Barton
.
  • js8i6muq0e.pages.dev/293
  • js8i6muq0e.pages.dev/95
  • js8i6muq0e.pages.dev/301
  • js8i6muq0e.pages.dev/42
  • js8i6muq0e.pages.dev/240
  • js8i6muq0e.pages.dev/306
  • js8i6muq0e.pages.dev/332
  • js8i6muq0e.pages.dev/172
  • js8i6muq0e.pages.dev/31
  • karaś z pod lodu